Bycie w Domowym Kościele jest dla nas naturalną kontynuacją naszej formacji w Oazie młodzieżowej, w której działaliśmy od 10 lat. Pobierając się (za niedługo minie pół roku od tego wydarzenia), nie mieliśmy żadnych wątpliwości, że dalej chcemy trwać w Ruchu.
Wcześniej uczyliśmy się osobistej relacji z Bogiem, relacji ja-ON. I Oaza bardzo dużo tu wniosła – pogłębialiśmy naszą modlitwę, znajomość Pisma Świętego, pragnęliśmy jak najczęściej uczestniczyć we Mszy św. I żadne z nas nie wątpi, że Ruch miał dla nas duże znaczenie. I chcemy, by tak było nadal.
Teraz jako małżonkowie chcemy pogłębiać nie tylko naszą osobistą modlitwę, ale też uczymy się tego, jak stawać przed Panem Bogiem razem, jako małżeństwo, a później też jako rodzina, z naszymi dziećmi, które mamy nadzieję mieć.
Nie twierdzimy, że będąc w Ruchu, modlitwa przychodzi z łatwością, że wszystko układa nam się idealnie. Wcale tak nie jest. Czasem bardzo ją skracamy albo czynimy ją ostatnim punktem naszego dnia. Jednak najważniejsze jest dla nas to, że o nią walczymy, że chcemy, by była w naszym wspólnym życiu.
Na każdym formacyjnym spotkaniu naszego kręgu (5 małżeństw i ksiądz Maciej) na początku musimy odpowiedzieć na dwa pytania – jak wyglądała ostatnio nasza modlitwa osobista i co dzieje się z naszą modlitwą małżonków. I taki rachunek sumienia nie zawsze wygląda dla nas optymistycznie, jednak z każdego spotkania wychodzimy z postanowieniem, że tym razem będzie lepiej, że bardziej będziemy troszczyć się o naszą relację z Bogiem. Bo wiemy, że będąc blisko Chrystusa, żadne burze nie zdołają zniszczyć naszego małżeństwa i naszej rodziny, naszego domowego Kościoła.