Zacznę zatem od początku:
Nie pamiętam swojego pobytu w Domu Małego Dziecka, dokąd zostałem zabrany po pozbawieniu praw rodzicielskich mojej matki i ojca. Pierwsze moje wspomnienia z dzieciństwa są związane z życiem w naszej Rodzinie. Zabawy z Mamą, Tatą i rodzeństwem, jazda na rowerku marki Reksio, zdobywanie górskich szczytów, pełne emocji wyprawy do lasu, przygody z kolegami w bliskiej okolicy, gra w piłkę, nauka pływania. Wspólne wakacje i święta pełne gwaru i radości. Przeżywałem też swoje małe „dramaty” – pamiętam jak kiedyś byłem pochłonięty układaniem z klocków wielkiej budowli, a Mama kazała mi przerwać zabawę i iść spać. Nie pomogły moje tłumaczenia… więc ze złością rozrzuciłem klocki po pokoju i zakończyłem pracę. Do dziś pamiętam prezenty, które dostawałem pod choinkę. Kiedyś znalazłem pod nią beżowy sweter w paski, taki jak nosili dorośli mężczyźni. Byłem z niego bardzo dumny. Pamiętam odwiedziny krewnych i wyprawy do Dziadka i Babci. W pamięci utkwiły mi wspólne rodzinne modlitwy. We wczesnym dzieciństwie nie przepadałem za nimi, ale skoro Rodzice i rodzeństwo razem się modlili, ja też klękałem z nimi, choć nie byłem do niczego przymuszany. Pamiętam niedzielne wyjścia do kościoła na Mszę świętą z całą Rodziną.
Potem rozpoczął się czas nauki w szkole podstawowej. Lubiłem do niej chodzić, ale czasami denerwowały mnie nauczycielki i głośno, zdarzało się, że niezbyt grzecznie, im to komunikowałem. No cóż, Mama była wzywana do szkoły, a w domu musiałem wysłuchać, co Rodzice sądzą o moim zachowaniu. W rezultacie, po przemyśleniu zaistniałej sytuacji, postanawiałem poprawę, przepraszałem nauczycielkę i wszystko wracało do normy. W szkole byłem lubiany przez kolegów, koleżanki i nauczycieli, zwłaszcza, że z czasem wyrosłem z zadziorności i relacje ze wszystkimi były poprawne.
Wiedziałem, że jestem dzieckiem adoptowanym, nigdy z tego powodu nie spotkała mnie żadna przykrość ani ze strony Rodziny, ani obcych ludzi. W ostatniej klasie gimnazjum zaczęło we mnie dojrzewać pragnienie poznania swojej biologicznej rodziny. Rodzice powiedzieli mi, że mam liczne rodzeństwo. Chciałem ich odnaleźć. Matki i ojca nie szukałem, przecież Rodziców to ja mam. Długo nosiłem to w sobie, miałem problemy z koncentracją w szkole, zauważyli to nauczyciele, zauważyli to moi Rodzice. W końcu powiedziałem im o wszystkim. Tato się ucieszył, Mama była zaskoczona. Oboje obiecali mi pomoc w poszukiwaniu mojego rodzeństwa. Nie było to łatwe, bo prawie nic nie wiedzieliśmy o moim pochodzeniu. Były tylko ślady dotyczące miejsca urodzenia i Chrztu świętego. Prawie po omacku wyruszyłem z Tatą do miasta, w którym się urodziłem. W czasie tej wyprawy, w sposób dla mnie i dla Taty niepojęty trafiliśmy na mojego Chrzestnego. Dowiedziałem się, że matka i ojciec są alkoholikami, że mam liczne rodzeństwo. Dwoje dzieci już nie żyje. Jedno z nas zostało adoptowane i nie wiadomo gdzie mieszka. Wracałem do domu oszołomiony. Musiałem to sobie poukładać. Rodzice byli dyskretni, ze zrozumieniem towarzyszyli mi w tym ważnym dla mnie czasie.
Minął miesiąc nim nawiązałem kontakt z Siostrą. Obawiałem się, jak ona zareaguje na telefon ode mnie. Ucieszyła się, gdy do niej zadzwoniłem. Zaprosiła mnie do domu. Chciałem, żeby nie była to jednorazowa wizyta dla zaspokojenia ciekawości, chciałem w niej odnaleźć Siostrę. Ona też tego chciała. Odwiedziny u niej to była okazja poznania nie tylko jej dzieci, ale również pozostałego młodszego Rodzeństwa, które przyszło na spotkanie ze mną. Polubiliśmy się. Opowiadali mi i swoim życiu, wypytywali o moje i o naszą Rodzinę.
Potem były Święta , podczas których podziękowałem moim Rodzicom za dom, który mi stworzyli i za miłość, którą mnie obdarzają. Popłakaliśmy się wszyscy…
Mojego biologicznego Rodzeństwa nie ma kto przypilnować, nie chcą się uczyć, kradną, uciekają z zakładu opiekuńczego. Ale mają mnie. Odwiedzam ich, rozmawiam z nimi. Myślę, że dzięki tym spotkaniom mają możliwość poznać, że można żyć inaczej. Staram się im to tłumaczyć. To długa droga. Modlę się za swoje Rodzeństwo, modlę się też o nawrócenie mojej matki, bo ojciec już nie żyje. Czy im wybaczyłem – nie wiem. Wyrządzili nam wszystkim wielką krzywdę. Doszło do rozdzielenia nas. Ale z drugiej strony, Bóg dał mi szansę wychowywania się w kochającej , choć nie spokrewnionej ze mną Rodzinie. Tato jest dla mnie wzorem. Chciałbym być takim ojcem jak on. Mama jest kochana, chociaż czasem za nadto się o mnie martwi – a ja już jestem dorosły. Czuję się silny. Chcę pomóc swojemu Rodzeństwu zacząć prowadzić normalne życie. Widzę, że oni też nie chcą iść w ślady matki i ojca. Przez lata naszych wzajemnych kontaktów powoli, bardzo powoli zaczyna się ich życie prostować. Widzę, że moje Rodzeństwo bierze sobie do serca to, co do nich mówię. Nie wiem jaki będzie dalszy ciąg naszej historii, ale ufam Bogu, że wszystko skończy się dobrze. To, że trafiłem do domu dziecka, a stamtąd do naszej Rodziny, okazało się być szansą także dla mojego Rodzeństwa. Oby jej nie zmarnowali…
„Rodzina wysławia Ewangelię życia przez codzienną modlitwę osobistą i rodzinną. Jednakże sposobem wysławiania, które nadaje sens wszelkim innym formom modlitwy i kultu jest ten, który wyraża się w codziennym życiu rodziny, gdy jego treść stanowi miłość i ofiara.”
„W ten sposób wysławianie przekształca się w służbę Ewangelii życia, której wyrazem jest solidarność, doświadczana wewnątrz i na zewnątrz rodziny jako czujna i serdeczna troska, a okazywana przez drobne i skromne gesty każdego dnia. Szczególnie wymownym znakiem solidarności między rodzinami jest adopcja lub wzięcie pod opiekę dzieci porzuconych przez rodziców lub żyjących w trudnych warunkach.”
„Niezależnie od związków ciała i krwi, prawdziwa miłość ojcowska i macierzyńska gotowa jest przyjąć także dzieci pochodzące z innych rodzin, obdarzając je tym wszystkim, co jest im potrzebne do życia i pełnego rozwoju”
Jan Paweł II Encyklika „Evangelium vitae”