Wydawałoby się, że z naszymi południowo-zachodnimi sąsiadami łączy nas tak wiele. Podobna kultura, historia, stan gospodarczy, bo przecież nie mieszkają w glinianych lepiankach pokrytych strzechą, krzemień dawno wyszedł już z użytku, a do zdobywania pokarmu niepotrzebny łuk. Co więcej, to z ich rąk otrzymaliśmy chrzest. Tymczasem okazuje się, że jeszcze więcej nas dzieli, a doskonale wie o tym ksiądz Adam Lodek – misjonarz od 15 lat pracujący w Czechach, aktualnie w ramach urlopu przebywający na terenie naszej parafii.

Wiara i niewiara

Naród czeski w różnych statystykach opartych na sondażach przeprowadzanych po roku 1990 jest przedstawiany jako najbardziej ateistyczny naród Europy i jeden z najbardziej zateizowanych narodów świata. Państwo czeskie podzielone jest na dwie (albo jak kto woli trzy) części: Morawy + Śląsk (czyli ta część, do której wjeżdżamy z Cieszyna, okolice Ołomuńca czy Brna) i Czechy. Na Morawie Kościół zdołał obronić swą wiarę w czasie prześladowań komunistycznych i choć praktykujących katolików zostało tu ok. 10%, parafie odbudowują pomału swe wspólnoty. Kierując się bardziej na zachód, wjeżdżamy do Czech i spotykamy ludzi o zupełnie innej mentalności, dużo mniej otwartych na wartości duchowe, wręcz niewierzących – wyjaśnia ks. Adam, którego doświadczenie opiera się na pracy w rejonie najbardziej wysuniętym na zachód (okolice Pilzna), a jednocześnie najmniej religijnym. Czy możliwe jest zatem przeżywanie swojej wiary w konfrontacji z tak dominującą niewiarą?


Puste kościoły


Z pewnością nie jest to łatwe, ale nie jest też niemożliwe. My sami doskonale przecież wiemy, jak silne bywają represje nakładane na Kościół Katolicki, jak istotna jest walka o każdą Mszę św. i sakramenty. Prześladowania w czasach komunistycznych były w Czechach o wiele gorsze niż w Polsce. Przyznawanie się do wiary zwykle kończyło się utratą pracy, publicznym wyśmiewaniem podczas szkolnych apelów, a nawet zamknięciem drzwi na wyższe uczelnie. To spowodowało, że dzisiaj ten Kościół jest bardzo słaby. I rzeczywiście tak jest. Kapłanów jest niewielu, a w kościele odnajdujemy zaledwie garstkę wierzących i to tych z najstarszego pokolenia. Dodatkowym utrudnieniem jest odległość między aktywnymi parafiami, bo jak mówi ks. Adam, w Czechach, podobnie jak w Polsce, można patrzeć z okien jednego kościoła do drugiego. Kościołów jest bardzo dużo: na zewnątrz często pięknie odnowione, niestety w środku w większości są martwe. Nic więc dziwnego, że Eucharystia w tygodniu nie cieszy się popularnością, a brak zaangażowania młodego pokolenia całkowicie paraliżuje rozwój duchowy.


Pływając na powierzchni


Niestety tych, którzy chcą ochrzcić dziecko czy zawrzeć ślub, jest niewiele, a w wielu wypadkach chodzi nie o sakrament, ale piękną uroczystość, „ładniutki” kościół i wzniosłe brzmienie kościelnych „organków”. Z chrztem sytuacja wcale nie wygląda lepiej. Wyniesiony z komunizmu zwyczaj witania nowych obywateli dokonywany na urzędach, dzisiaj przenosi się do kościoła.


Jednak jest nadzieja, bo chociaż młodych, decydujących się na wstąpienie do Kościoła czy przyjęcie sakramentów jest bardzo mało, to ci, którzy przychodzą, zaczynają pomału tworzyć nowy czeski Kościół złożony z garstki ludzi szukających Boga.


Sytuacja z pewnością jest bardzo trudna, lecz doświadczenie ks. Adama pozwala spojrzeć z nadzieją na przemianę myślenia Czechów. Ta bowiem tkwi w najmłodszych. On sam stara się do nich dotrzeć przez zabawę i rozmowę. Budowa placów zabaw, katecheza w szkole, bezpośredni kontakt z kapłanem sprzyja zmianie niekorzystnego w ocenie narodu czeskiego wizerunku Kościoła. A jest to praca na kilka pokoleń, mówi, i na pewno będzie wymagała wytrwałości.


Poza sacrum


Warto również przyjrzeć się, w jaki sposób nasi sąsiedzi przeżywają dni świąteczne. Nie można im zarzucić, że w ogóle są obojętni na to, co dzieje się w kościołach. Jest grupa osób, które prawdziwą czcią otaczają Święta Bożego Narodzenia, ale jak zauważa ks. Adam, jest ich bardzo mało. Dla zdecydowanej większości społeczeństwa Boże Narodzenie przypada na 24 grudnia, a atmosfera radosnego oczekiwania związana jest raczej ze Świętem Gwiazdki niż przygotowywaniem w swoim życiu miejsca dla Boga.


Podobnie, a może nawet z jeszcze mniejszą świadomością, przeżywane są pierwsze dni listopada. Tylko wierzący i ci, dla których relacje rodzinne zawsze były ważne, nie zapominają o swoich bliskich i w Święto Zmarłych odwiedzają ich groby. Cmentarze w tych dniach napełniają się choć trochę życiem. W ciągu roku są puste i smutne, bo niewiele osób ma swoje mogiły. Prawie wszystkich zmarłych w Czechach poddaje się kremacji, a na terenach diecezji pilzneńskiej ok. 80% zmarłych nie ma nawet pogrzebu. Prochy po spaleniu wysypywane są do wspólnej mogiły. Jeżeli występuje brak szacunku dla swoich własnych rodziców, dla swoich własnych dzieci, dla krewnych, mówi ks. Adam, jeżeli nie ma tam poszanowania dla relacji międzyludzkich, to tym trudniej mówić im o relacjach nadprzyrodzonych względem Boga.


W świecie mitów


Potrzeba bardzo wiele pracy, by próby ewangelizacji przyniosły jakikolwiek, chociażby najmniejszy, owoc. Potrzeba wielu wytrwałych misjonarzy, bo jak wspomina ks. Adam: kiedy tam przyszedłem, nikt (oprócz małej garstki) nie potrzebował kapłana. Musiałem zdobyć zaufanie ludzi, a dopiero potem, po iluś tam latach, mogłem ewentualnie zacząć im mówić o Bogu, i to bardzo ostrożnie. Bóg bowiem dla nich nie istnieje, a chrześcijaństwo traktują podobnie jak my mitologię grecką. Trzeba im dopiero „udowodnić”, swoim własnym życiem pokazać, że ON istnieje. Potrzeba także wielkiej wiary, żeby ci, którzy tam jeszcze wierzą, wytrwali i pokonali wszystkie trudności. Potrzebna jest modlitwa o nawrócenie tego narodu i o nowe powołania kapłańskie, także spośród społeczeństwa czeskiego, bo ci ludzie potrzebują Boga, chociaż sami o tym nie wiedzą, podkreśla ks. Adam, trzeba im dopiero pomóc to odkryć, aby sami się przekonali, że Bóg jest człowiekowi koniecznie potrzebny. Droga do odnowienia duchowego w Czechach jest z pewnością bardzo długa – mówi ksiądz Adam – ale też pełna nadziei, bo i Chrystus był martwy, a powrócił do życia.