W Apostolstwie Dobrej Śmierci w naszej parafii, po wielu latach istnienia grupy, zauważa się tendencję spadkową, dlatego potrzebne są nowe osoby, które włączą się i zaangażują w to, czym owa wspólnota się zajmuje. W pierwszym odruchu, gdy usłyszymy nazwę apostolstwa, nasze skojarzenia nie napawają nadzieją. Słyszymy ”śmierć” i nic więcej. Tymczasem nikt specjalnie ze śmiercią nie chce mieć do czynienia, a więc i z tą wspólnotą również. Gdy jednak przyjrzymy się bliżej celom i wartościom, którym jej członkowie służą… bardzo szybko dojdziemy do wniosku, że naprawdę warto w niej być!
 
Pan Andrzej Zaburski zgodził się, by nasza redakcja podpytała go o to, co daje mu bycie w ADS i jak się tam w ogóle znalazł.
 
Zaczęło się od siedzenia w pierwszej ławce na Mszy św. i odmawianiu wspólnie różańca przed Eucharystią. Należałem kiedyś do Domowego Kościoła, lecz kiedy z niego odszedłem w pewnym momemncie zorientowałem się, że się cofam, brakowało mi bliskości z Bogiem, więź z Nim zaczęła się stopniowo osłabiać. Zadałem sobie pytanie – co dalej? Życie szybko ucieka, a kiedyś będzie jego koniec i z czym stanę przed Bogiem? Podczas codziennego życia, pełnego pracy, obowiązków, przyjemności, człowiek nie myśli o śmierci, co więcej, nawet nie chce o niej myśleć, odrzuca myśl, że kiedyś umrze.
  
I wtedy nadarzyła się okazja. Zaproponowano mi prowadzenie różańca świętego, potem wstąpienie do wspólnoty, spotkania, rekolekcje i tak zostałem zelatorem. Zacząłem pełniej przeżywać Eucharystię, inaczej do niej podchodzić, bardziej dojrzale, moment przeistoczenia jest bez wątpienia kulminacyjny – przez ręce kapłana przechodzi to, co jest dla nas najważniejsze: Ciało i Krew naszego Pana.
  
Teraz wiem, że żadne pieniądze, wszystko, co ma związek z rzeczami materialnymi, jest nic niewarte w oczach Boga. Dla Niego liczy się to, jakimi jesteśmy, ile czasu poświęcamy Jemu i drugiemu człowiekowi. Modlitwa jest teraz dla mnie stałym punktem dnia, bez niej nie jestem w stanie dobrze przeżyć dnia. Czy to w drodze, czy w kościele, ciągle modlę się o pokorę, bym umiał zobaczyć drugiego człowieka. Łączę się na różańcu z całą społecznością i modlę się za siebie, za bliskich, za ludzi grzesznych, którzy są daleko od Boga i za tych, którzy prosili nas o modlitwę.
  
Nasza wspólnota kładzie nacisk na przygotowanie się do dobrej śmierci, abyśmy już tu na ziemi się o to zatroszczyli, a więc jest to też główna intencja na naszych modlitwach, abyśmy wyprosili dobrą śmierć dla nas i innych. Modlimy się również za dusze, które przebywają w czyśćcu. Mało kto teraz o nich pamięta, a tylko my możemy im pomóc. Jest to wzajemna pomoc, bo gdy taka dusza dostanie się już do nieba, wyprasza potrzebne łaski dla nas.
  
Pan Andrzej należy do ADS już od kilkunastu lat. Na pytanie czy na dzień dzisiejszy jest przygotowany do śmierci, natychmiast i z wielką pewnością odpowiedział, że tak. Jestem gotowy, aby przejść do Domu Ojca. Nie boję się tego, wiem, że jest to rzecz naturalna. Będąc w ADS zrozumiałem, że człowiek musi się modlić nie tylko za siebie, ale i za innych, byśmy mieli szansę umrzeć, gdy będziemy w łasce uświęcającej.
  
Swoim świadectwem podzieliła się z nami również pani Lucyna Wowra-Sleziona.
  
Zanim moja znajoma zelatorka, Krysia, zaproponowała mi wstąpienie do ADS w 1997 r., byłam w Apostolstwie Chorych. Całe moje życie jest związane z cierpieniem, więc pomyślałam sobie, że Pan Bóg wybrał mnie do czegoś więcej. ADS przygotowuje do życia na co dzień z chorobą i patrzeniem na czyjeś cierpienie i umieranie. Osobiście doświadczyłam tego wielokrotnie, ale zawierzyłam to wszystko Jezusowi i Maryi oraz św. Józefowi. Dzięki temu moja wiara wzrastała i umacniała się coraz bardziej. Do tego codzienna Eucharystia, Koronka do Bożego Miłosierdzia, różaniec i adoracja Najświętszego Sakramentu – z tego czerpię siłę. Pomyślałam też o mojej rodzinie, która również należy do tej wspólnoty, niektórzy są już po tamtej stronie. Więź z nimi się jednak nie skończyła – ja modlę się za nich, ofiaruję odpusty, a oni wstawiaja się za mną u Pana Boga. W ten sposób moja rozłąka z tymi, którzy już odeszli do domu Pana, nie jest dla mnie taka trudna. Więrzę, że kiedyś się spotkamy. Teraz opiekuję się moją mamą, która ma 88 lat i jest w ciężkim stanie, ale proszę Maryję, aby dała mi siłę i wiarę w to, że wytrwam z pomocą Bożą do końca.