Sytuacje zaobserwowane w naszym kościele, zauważone nawet czasem u ludzi, którzy z naszym kościołem są mocno związani, spowodowały, że postanowiłam się tym razem pochylić nad praktykami, które trochę mnie zaniepokoiły.
Może najpierw zdefiniujmy, czym jest przesąd/zabobon. Najprościej mówiąc, to jakaś czynność lub przedmiot, którym przypisujemy – mniej lub bardziej świadomie – cechy magiczne, np. jeśli coś zrobię albo będę miał jakiś przedmiot przy sobie, będę mieć szczęście, jeśli czegoś nie zrobię (albo zrobię coś źle) lub nie będę miał danego przedmiotu przy sobie, z pewnością spotka mnie jakieś nieszczęście.
Czy człowiek wierzący może być przesądny? Niestety tak. Czasem słyszałam, że powtarzanie jakiejś modlitwy określoną ilość razy może spowodować, że spełni się to, o co się prosi. Niektórzy nawet idą trochę dalej – recytują modlitwy w określonej liczbie, w określone dni roku czy tygodnia jako niezawodny środek na uwolnienie takiej samej ilości dusz z czyśćca. Modlitwa staje się celem samym w sobie, zapomina się o tym, że jej skuteczność nie polega na wielomówstwie, ale na zwróceniu się z wiarą do Boga jako Dawcy wszelkiego dobra i kochającego Ojca. Musimy koniecznie pamiętać, aby nasza modlitwa była pełna ufności i uległości, tak jak odmawiał ją Pan Jezus: Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie! (Łk 22, 42). Bóg bowiem najlepiej wie, czego nam potrzeba do zbawienia naszej duszy i hojnie nas tym obdarza, gdy tylko Go poprosimy. Z taką postawą z pewnością nie grozi nam przesądność.
Podobno jest też taki pogląd, że woda święcona zebrana potajemnie z jakiejś liczby kościołów (np. siedmiu) jest skuteczna (cokolwiek to znaczy) albo że nosząc medalik czy krzyżyk, jesteśmy w specjalny sposób chronieni. Spotkałam się również z postawą, że wszycie potajemnie medalika z Maryją Niepokalaną w kołnierz często noszonej kurtki lub koszuli osoby niewierzącej lub uzależnionej spowoduje, że się ona nawróci. Przypisujemy przedmiotom (nawet gdy są poświęcone) moc, której nie posiadają. To są sakramentalia, które przypominać nam mają o naszym Stwórcy, kierować nasze myśli ku Niemu i być dla innych znakiem naszej do Niego przynależności. Nadawanie im funkcji magicznych powoduje, że zaczynamy się dawać wodzić za nos szatanowi, który jak Adamowi i Ewie zaczyna nam wmawiać, że staniemy się jak Bóg, że to tylko od nas i wykonywanych przez nas czynności zależy nasze powodzenie czy nawrócenie grzesznika.
Innym przykładem jest niepodawanie sobie ręki „na krzyż” przez troje lub więcej ludzi (np. przy znaku pokoju) – gdy wynika to z grzeczności (zgodnie z zasadami savoir vivre), jest dobre, jeśli wierzę, że podając w ten sposób dłoń, będę się z kimś z pewnością kłócić – wpadam w sidła przesądu.
To po czym poznać, że idę dobra drogą? Rytuały, znaki religijne i akty kultu odmawiane z wiarą i ufnością mają za zadanie zbliżać człowieka do Boga i do łączności z Nim. Wykonywane jednak z błędnym nastawieniem wewnętrznym stają się zabobonem. Zdarza się to wtedy, kiedy wierzący jest świadom, że stosuje gesty chrześcijańskie, poprzez które wie, że działa Bóg i Jego łaska, lecz na płaszczyźnie emocjonalnej działa w nim pewna postawa magiczna, związana jedynie z pragnieniem osiągnięcia czegoś lub ucieczka od jakiejś nieosobowej siły, której się boi (Dok. Biskupów Toskanii „Co dotyczy magii i demonologii”).
I na koniec ciekawostka, a raczej przestroga i zwrócenie uwagi na to, jaką postać potrafi przyjąć zło. Podobno coraz większą popularność zdobywają firmy oferujące „cudowny medalik” lub „krzyż”, które niezawodnie spowodują szczęście osobiste, a może nawet wygraną w loterii. Jest nawet jedna taka, która zajmuje się radiestezją, ale udaje, że jest katolicka, np. przed badaniem przy pomocy wahadła mówi się do niego (!) Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus, aby podobno korzystać z pomocy tylko duchów dobrych, aniołów i świętych, a gama kolorów, przy pomocy której rozpoznaje się chore organy, opisana jest na obrazku Miłosierdzia Bożego. Naprawdę… Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć. (1P 5,8)