Poniżej prezentujemy krótki opis osób, które podjęły się służby tym, którzy pragną spotykać się z Jezusem Eucharystycznym, a sami nie mogą przyjść do kościoła. Zapytaliśmy również o to, w jaki sposób postrzegają swoją posługę:

Dla mnie bycie szafarzem to ciągłe spotykanie z ludźmi potrzebującymi pomocy i pragnącymi jedności z Bogiem, który przychodzi do nich, choć – jak czasem mówią – wcale na to nie zasługują. Często są to osoby starsze, samotne, opuszczone i cieszą się, że ktoś do nich przychodzi. Ta posługa pozwala mi też w głębszy sposób doświadczać choroby w mojej rodzinie. Daje nadzieję, na to, że cierpienie ma jakiś głębszy sens, skoro sam Jezus cierpiał na krzyżu, aby następnie zmartwychwstać.

Bardzo troszczę się o to, by zawsze być w stanie łaski uświęcającej. Gdy tylko popełnię grzech, jak najszybciej idę do spowiedzi, żeby być gotowym do posługi. Widzę też, że im częściej spotykam się z Jezusem miłosiernym, tym wrażliwsze mam sumienie.

Posługa ta uświadamia mi, jak ważna jest bliska relacja z Chrystusem. Staram się podejmować dobre postanowienia i umartwienia, aby dobrze służyć ludziom, do których jestem posyłany.

Widzę tę posługę jako piękną, ale i bardzo trudną służbę. Mobilizuje mnie ona do wzrastania i pogłębiania swojej wiary.

Podjąłem się tej posługi, bo chcę umożliwiać ludziom spotkanie z Chrystusem, chcę być Jego nogami i rękami. Widziałem już radość ludzi, gdy oni schorowani, cierpiący czekają na Boga i On do nich przychodzi, przynoszony przez szafarza.

Bycie szafarzem nadzwyczajnym odczytuję jako moje powołanie i moją drogę w Kościele, a także jako konkretny znak od Chrystusa.

Zawsze pragnąłem w taki sposób służyć i bardzo długo czekałem na taką możliwość. Jezus jednak dał mi czas na to, aby wiele rzeczy uporządkowało się w moim życiu. Posługa ta wiąże się też z ważnymi dla mnie datami – ustanowiony szafarzem nadzwyczajnym zostałem w czwartą rocznicę śmierci mojego taty, a pierwszy raz komunikowałem w rocznicę jego pogrzebu.